Dlaczego w teorii? Może zacznę od początku.
Polska biega, to fakt niezaprzeczalny. Ten rodzaj sportu stał się tak popularny, że na trasach spacerowych często trzeba uważać nie tylko na rozpędzonych rowerzystów (wpis o rowerowym szaleństwie już wkrótce), ale też na tabuny ludzi pędzących przed siebie w bliżej nieokreślonym celu.
Bieganie to już cały przemysł. Specjalne zestawy ubrań, odpowiednie buty, pasy, opaski, aplikacje, sportowe zegarki z pomiarem setek wcześniej nieznanych parametrów i wiele innych rzeczy o których pewnie nie mam pojęcia.
Oczywiście można biegać bez tego wszystkiego (choć lepiej w butach i ubraniu, żeby nie trafić niefortunnie na panów w niebieskich mundurkach ;-)), i jest to jak najbardziej wskazane, ponieważ bieganie jest niezwykle korzystne dla naszego organizmu.
- Pozytywnie wpływa na cały układ krążenia, utrzymując go w dobrej formie, pomaga w obniżeniu poziomu złego cholesterolu i ciśnienia tętniczego.
- Wzmacnia układ oddechowy i płuca.
- Skutecznie dotlenia organizm (zwłaszcza jeśli biegamy na świeżym powietrzu ;-)), poprawia nastrój, redukuje stres, ułatwia zasypianie.
- Wzmacnia układ mięśniowy, stawowy i kostny.
- I oczywiście sprzyja odchudzaniu :-).
No to może w końcu wyjaśnię dlaczego teoretycznie.
Z bieganiem nigdy nie było mi po drodze, zdecydowanie wolałam inne formy aktywności fizycznej: pływanie, taniec, zumbę. Jednak, w związku z tym, że naczytałam się dużo o dobroczynnych skutkach biegania i jego pozytywnym wpływie na organizm, postanowiłam i ja spróbować.
Zaczęłam oczywiście od Decathlona, gdzie kupiłam sobie eleganckie ubranko, biustonosz sportowy i wypasione buty do biegania. Trza przecież jakoś wyglądać ;-).
Mój mąż stwierdził, że jak zobaczy mnie w tym biegającą chociaż raz, to do końca roku nie wyjdzie z szoku – nie wierzył we mnie gnojek!
Ale ja, niezłomna, pewnego pięknego popołudnia założyłam na siebie te cuda i pobiegłam! Przyznaję, było całkiem przyjemnie. Ptaszki śpiewały, wiał lekki wiaterek, ja czułam że chudnę w oczach. Wróciłam pełna entuzjazmu do kolejnych prób. Mąż był w szoku!
A potem yyy, trochę zapomniałam o bieganiu. Może ubrania były za mocno schowane, może buty nie pasowały, nie wiem. Faktem jest, że bieganie zostało zarzucone.
Przed urlopem podjęłam drugą próbę (nie ukrywam, że częściowo wpłynęła na to opiętość stroju kąpielowego). Znów ubrałam piękne ciuszki, buty i ruszyłam. Biegało się znowu super, choć powrót był już ciężki, bo lekko nie mogłam chodzić na jedną nogę. Niestety po prysznicu okazało się, że chodzić nie mogę w ogóle :-). O czym zapomniałam? O rozgrzewce oczywiście ;-).
Tak więc na razie moja przygoda z bieganiem dobiegła końca, bo czeka mnie teraz wizyta u ortopedy (za 7 miesięcy – przecież może pani chodzić!), a ja tylko chciałam doradzić – jeśli zaczynacie biegać, to zamiast tracić czas na Decathlona i przegląd nowych kolekcji, poczytajcie zamiast tego trochę o dobrym przygotowaniu fizycznym!
I pamiętajcie – sport to zdrowie 🙂